Znam tylko jedną skuteczną (i do tego całkowicie darmową) metodę, która pozwala na zachowanie zdrowia, spokoju i pogody ducha. To właśnie medytacja. Nie tylko pozwala się wyciszyć i zatrzymać myślową „biegunkę”, ale również wyraźnie zwiększa naszą umiejętność radzenia sobie z problemami i stresem. Pozwala spojrzeć na życie, na innych i na siebie samego bez napinki. Nawet kiedy wszystko wokół wydaje się snem wariata, medytacja pozwala zachować zdrowy dystans i dostrzec wyjście z najtrudniejszej sytuacji.
Aby to jednak zadziałało, konieczna jest jedna, ważna rzecz – konsekwencja. Jeśli ma zadziałać, nie możemy medytować na „pół gwizdka”, nie możemy wymawiać się brakiem czasu, nastroju, warunków. Tym bardziej, że medytować można niemal wszędzie i zawsze. Nie potrzebujemy do tego ani specjalnego pokoju, ani profesjonalnego stroju, ani nawet poduszki. Wystarczy krzesło, albo spacer, albo zmywanie naczyń, albo nawet polerowanie rodowych sreber. Bo medytacja to tak naprawdę stan umysłu, stan pełnej, świadomej uważności i obecności w danej chwili. To porzucenie wewnętrznej paplaniny na rzecz ciszy i spokoju.
Ale korzyści z medytacji to nie tylko wewnętrzny spokój i opanowanie. Okazuje się, że ta prosta nie-aktywność przekłada się w sposób bardzo wymierny na nasze ciało. Naukowcy coraz śmielej sięgają po badania na ten temat i ogłaszają wyniki, które potwierdzają czarno na białym jakie zbawienne skutki ma dla nas regularna medytacja. W 2010 roku dr Sara Lazar, neurolog z Massachusetts General Hospital i Harvard Medical School, po serii doświadczeń przeprowadzonych na ochotnikach potwierdziła, że medytacja dosłownie zmienia nasz mózg – wzrasta ilość substancji szarej w korze czołowej, wyspie (insula), skrzyżowaniu skroniowo-ciemieniowym, tylnej obręczy i moście (pons). Następuje również rozrost hipokampu. Ośrodki te są odpowiedzialne m.in. za pamięć, orientację przestrzenną, emocje, zdolność uczenia się, empatię i samoświadomość. Zmniejsza się natomiast ciało migdałowate, czyli część mózgu związana z mechanizmem „uciekaj albo walcz”, które w dużej mierze odpowiada za pojawianie się lęku i stresu. Zmiany te zaobserwowano u medytujących już po ośmiu tygodniach praktyki.
*
Jest dobrze udokumentowane, że nasza kora mózgowa kurczy się wraz z wiekiem, co sprawia, że z upływem lat coraz trudniej nam zrozumieć i zapamiętać różne rzeczy. Jednak u osób medytujących od dłuższego czasu, w obszarze kory przedczołowej (odpowiedzialnej m.in. za pamięć) ilość szarych komórek nie maleje. 50-latkowie mają ich taką samą ilość, jak 25-latkowie. *
Badania przeprowadzono za pomocą rezonansu magnetycznego na dwóch grupach – kontrolnej i medytującej. Grupa medytująca praktykowała codziennie przez około 27 minut. Zbadano ich 14 dni przed rozpoczęciem badania i zaraz po jego zakończeniu. Wyniki zaskoczyły i naukowców i uczestników, a także samych zwolenników medytacji, ponieważ nikt nie przypuszczał, że praca wykonana na poziomie czysto mentalnym może tak wyraźnie przełożyć się na płaszczyznę fizyczną.
Nie pozostaje więc nic innego, jak usiąść w ciszy i poddać się zbawiennemu działaniu medytacji. Na początek wystarczy policzyć oddechy – od 1 do 10 i z powrotem. Kto się pomyli – liczy od nowa
* The Washington Poste, 26.05.2015, cały artykuł tutaj
*
tekst pochodzi z bloga Doroty Mrówki Życie bez napinki
Jeśli chcesz zgłębić medytację, sięgnij po książkę “Odczarować medytację”.